poniedziałek, 21 września 2015

6. czerwcowi


Aniela Sawicka


Mariusz Wlazły


God knows what is hiding in those weak and sunken eyes.
A fiery throng of muted angels
giving love and getting nothing back.

Cherry Ghost – People Help The People

Znał to miasto na pamięć. Spacerując uliczkami, mógłby nawet zamknąć oczy i nie miałby wątpliwości, że nogi same poniosłyby go albo pod halę Energia, albo pod drzwi jego domu. Mógłby przejść cały Bełchatów wzdłuż i wszerz i nigdy nie poczułby się nie swojo. Przesiąknął tym miejscem, przesiąknął mieszkańcami, atmosferą i zapachem tak, jak niegdyś przesiąknął siatkówką.
Uśmiechnął się z rozżewnieniem na wspomnienie poprzedniego roku – jego ostatniego w biało-czerwonych barwach. Nie czuł żalu, ponieważ osiągnął wiele, jednak świadomość, że po finałowym meczu Mistrzostw Świata definitywnie zakończył pewien rozdział życia, czasem sprawiała, że potrzebował kilku minut, by otrząsnąć się ze smutku i tęsknoty.
Popchnął furtkę, która zaskrzypiała nieprzyjemnie i przeszedłszy przez opustoszały plac zabaw, usiadł na jednej z huśtawek. Pogrążony w myślach, nie zauważył dziewczynki, która bujała się obok niego.
- Cześć. – Drgnął niespokojnie, kiedy przywitał go cichy głosik. Uniósł brwi i spojrzał na ciepło uśmiechającą się do niego blondyneczkę. Kojarzył jej młodą buzię, jednak nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie się spotkali. Mimowolnie odwzajemnił gest, a kiedy wyciągnęła do niego swoją małą dłoń, uścisnął ją.
- Cześć, jestem Mariusz.
- Wiem – roześmiała się. Puściła jego rękę i ponownie odepchnęła się mocno od ziemi, wprawiając huśtawkę w ruch. – Znam cię z telewizji. Ja mam na imię Aniela.
- Bardzo ładne imię – przyznał i dołączył do zabawy. Musiał mocno podkulić nogi, a i tak czubkami butów raz po raz zahaczał o ziemię.
- Czemu tu jesteś?
Zatrzymał się, oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Nerwowo potarł szczypiące go oczy i dopiero kiedy miał pewność, że zdradziecko nie błyszczą, uniósł wzrok na Anielę.
- Mieszkam niedaleko – odpowiedział wymijająco, chociaż wiedział, że nie tego dotyczyło pytanie.
Dziewczynka prychnęła.
- Ale ja nie o to pytam! – zaperzyła się. – Powinieneś być w Częstochowie.
Westchnął ciężko i wyprostował się.
- Powinienem być tam, gdzie moje serce – wyjaśnił. – A moje serce już w całości jest tutaj.
- Czemu zabrałeś je całe ze sobą? – zapytała cicho, zatrzymując się i obrzucając go niezwykle wymownym spojrzeniem. Mariusz zauważył, że nie mogła być dużo starsza od Arka, a jednak sprawiała wrażenie znacznie dojrzalszej. Zaniepokoiła go także nieobecność osoby, która mogłaby być opiekunem Anieli.
- Musiałem.
- Wcale nie – odpowiedziała poważnie, zeskakując z huśtawki i stając na wprost niego. Założyła ręce na piersi i przyjrzała mu się dużymi, jasnymi oczami. Od czubka głowy aż po krańce stóp, by z powrotem skupić całą swoją uwagę na jego twarzy.
- Ależ tak – uśmiechnął się niemrawo. – Zrobiłem, co w mojej mocy. „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym” – zacytował słowa piosenki.
Westchnęła ciężko i przestąpiła z nogi na nogę.
- Chciałam, żebyś dalej wygrywał – przyznała, opuszczając ręce i zaciskając dłonie na rąbku kolorowej koszulki. – Bo wiesz, u nas to wszyscy cię znają. I dlatego oglądaliśmy mecze. A teraz jak już nie ma ciebie i pana Michała, i pana Krzysia, i nawet pana Pawła, to pewnie nie pozwolą mi więcej włączyć telewizora – wyznała cicho i zrobiła krok w tył.
Zesztywniał, zaskoczony wyznaniem dziewczynki.
- Czemu? – zapytał, zaintrygowany i jednocześnie zasmucony usłyszanymi słowami. – Czy nie oglądaliście meczów dla siatkówki?
- Ja tak – pospieszyła z wyjaśnieniem. – Ale nie każdy jest mną. Oni znają tylko kilka nazwisk. A kiedy ich zabraknie – zabraknie u nas siatkówki.
- Myślisz, że mógłbym coś z tym zrobić? Gdzie twoja mama? Porozmawiam z nią – rozejrzał po placu, próbując wypatrzeć kobietę, która mogłaby być rodzicielką Anieli. Po raz drugi nie dostrzegł w okolicy żadnej żywej duszy, poza nim i dziewczynką.
Speszyła się i cofnęła się jeszcze bardziej.
- Nie mam mamy – wzruszyła ramionami.
- A tata? Albo babcia?
- Ich też nie mam.
- To chociaż powiedz mi, gdzie jest twój dom. Odprowadzę cię – zaproponował, wstając z huśtawki i zbliżając się do niej.
- Nie mam domu – odpowiedziała szybko i opuściła głowę. Przetarła oczy, nim po policzkach spłynęły łzy i uniosła wzrok na Mariusza, uśmiechając się smutno. – Muszę już iść. Chciałabym, żeby Skra za rok zdobyła Mistrzostwo Polski. Obiecasz mi to?
- Oczywiście, ale... – Zanim zdążył powiedzieć chociaż jedno słowo więcej, Aniela odwróciła się na pięcie i odbiegła. Chciał za nią pobiec, jednak kiedy dotarł na skraj placu zabaw i rozejrzał się, nigdzie nie mógł dojrzeć niewielkiej sylwetki dziewczynki, która tak go zauroczyła.
Przypomniał sobie. Kilka miesięcy wcześniej, podczas odwiedzin w bełchatowskim domu dziecka, przypatrywała mu się dziewczęca buzia z ubytkiem wśród zębów i wielką nadzieją pomieszaną z zachwytem wypisanymi w dużych oczach. Nie przywiązał wtedy do niej większej uwagi, ponieważ niemalże co drugie dziecko wyglądało tak samo. Odpowiadał na pytania, wziął udział w kilku grach i zabawach, jednak po powrocie do rodziny, nie pamiętał już szczegółów tych malutkich twarzyczek. W głowie utkwiły mu tylko emocje, których nie sposób było ukryć: smutek i radość, rozczarowanie i wiara, gniew i spokój.
Nim zorientował się, znalazł się z powrotem w domu. Zamknął za sobą drzwi, w przedpokoju zostawił bluzę i adidasy i po przejściu do salonu, usiadł na kanapie. Oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach. Krótkie spotkanie z Anielą dało mu do myślenia. Odnosił wrażenie, że świat mógł zabrać jej wszystko, rodzinę, całą materialność, za którą tak pędził, lecz nie był w stanie pozbawić jej tej niezwykłej, dziecięcej radości z życia, która sprawiała, że na wszystko, co ją otaczało, patrzyła z blaskiem wiary. Najbardziej zaskoczyły go te iskierki w oczach, które pojawiły się na wspomnienie siatkówki i ufność, gdy prosiła go o powrót na mistrzowski tron.
Poczuł, ciepło drugiego ciała obok siebie, a potem delikatną dłoń z czułością głaszczącą go po plecach. Wyprostował się i ujrzał rozciągnięte w uśmiechu usta małżonki, ale też zatroskane spojrzenie, które pragnęło dowiedzieć się, co spowodowało taką zmianę w jego samopoczuciu. Objął Paulinę ramieniem i przytuliwszy ją, opowiedział o spotkaniu z Anielą. Nie ukrył żadnej ze swoich myśli, szukając u niej pomocy w rozwiązaniu wszelkich rozterek.
Kiedy skończył mówić, zapadło milczenie. Żadne z nich nie wypowiedziało słowa, każde pogrążone w swoich własnych myślach, chociaż zarówno Mariusz, jak i jego żona myśleli o dziewczynce. Dopiero kiedy z pokoju ich syna dobiegł ich dźwięk spadających na podłogę klocków, drgnęli i siatkarz spojrzał na wtuloną w jego pierś Paulinę.
- Myślisz, że możemy znaleźć kredki, którymi pomalujemy szarobury świat Anieli? Moglibyśmy umeblować go ciepłem i przyjaźnią, śmiechem, radością, beztroską...
- Chcesz ją adopotować? – Wyprostowała się, zadziwiona propozycją męża.
Zmieszał się, jednak kiwnął powoli głową.
Pragnął tego. Tak samo, jak Mistrzostwa Świata, równie mocno, co szczęścia w małżeństwie i niekończącej się miłości. Pragnął dać dom dziewczynce, której właściwie nie znał, a która w kilku prostych zdaniach uświadomiła go, jak niezwykłą jest istotą.
Paulina uśmiechnęła się i uścisnęła jego dłoń.
Wszystko było możliwe.



written by insofferente

inso: Mamy z nance mały problem, bo lipcowi są w trakcie tworzenia i nie wiemy, ile czasu nam to zajmie. Więcej niż prawdopodobne, że nie uda nam się opublikować w terminie. Tymczasem cieszmy się wygraną 3:1 z USA, ostatnimi dwoma meczami na Pucharze Świata i wspominajmy MŚ. Miłego tygodnia!
PS1. Częstochowa, bo czerwiec i Liga Światowa, o.
PS2. Ach, i dzięki za wszystkie miłe słowa pod majowymi. :)

edit
nance: Wklejam tutaj komentarz, bo pewnie mało kto pofatyguje się żeby kliknąć pod post: Jako osoba zupełnie spoza kręgu zainteresowań i wcale nie zaangażowana emocjonalnie uważam, że publikowanie lipcowych w terminie i tak nie ma najmniejszego znaczenia, biorąc pod uwagę głośne hura, które wykrzyczano pod majowymi.
Jeśli moje party są aż tak lipne, że zasługują na dwa komentarze, poproszę o tę opinię prosto w monitor.
Ogólnie to chciałam Wam podziękować - pomogłyście podjąć mi decyzję. Nigdzie poza tym blogiem mnie nie znajdziecie.
Pozdrawiam serdecznie (nawet jeśli ten dopisek ocieka jadem, którym pewnie zaraz sama się otruję),
Repugnance.