poniedziałek, 24 sierpnia 2015

2. lutowi


Antonina Jasińska


Grzegorz Bociek


Dawid Konarski

A penny for my thoughts, oh no, I’ll sell them for a dollar.
They're worth so much more after I’m a goner
and maybe then you’ll hear the words I been singin’.
Funny when you're dead how people start listenin’.

The Band Perry – If I Die Young

Grzesiu,
Musimy pogadać.
Tośka

Nagryzmoliła szybko na karteczce i zwinęła w kulkę. Wyprostowała się i rozejrzała czujnie po klasie – nauczycielka stała tyłem do uczniów i pisała coś na tablicy. Wycelowawszy, rzuciła papierkiem w przyjaciela i uśmiechnęła się z rozbawienia, kiedy poderwał się na krześle wytrącony z zamyślenia. Odwrócił gwałtownie głowę, rzucając jej zirytowane spojrzenie. Wywróciła oczami i otworzywszy zeszyt, zaczęła notować.
Po chwili na ławce przed nią wylądował samolocik. Rozłożyła go i prześledziła wzrokiem tekst.

Coś się stało?
G.

Wyrwała kolejną kartkę z notesu i napisała odpowiedź.

G.,
Koniec świata się zbliża.
Tośka

Zmarszczył czoło i zerknął na nią, zaintrygowany. Wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem, ignorując jego chrząknięcie. Uderzył lekko pięścią w blat ławki, co skwitowała cichym prychnięciem, jednak w dalszym ciągu nie zaszczyciła go swoim spojrzeniem.
Była rozbawiona. Lubiła trzymać Grzesia w niepewności, który robił wszystko, by zwrócić na siebie jej uwagę.

Tośka, no!

Co?

Powiedz mi o co chodzi.

Bociek,
Dowiesz się po lekcji.

Nienawidzę cię. Robisz to specjalnie, prawda?

No shit, Sherlock!
Tośka

Jasińska,
Grabisz sobie.
Holmes

Zaśmiała się, czym skupiła na sobie srogi wzrok nauczycielki. Przygryzła wargę w wyrazie skruchy i opuściła głowę, dyskretnie chowając liścik od Grzegorza między kartki zeszytu. Napięła wszystkie mięśnie, kiedy matematyczka przeszła obok niej i nerwowo zakryła notatki dłonią. Więcej szczęścia niż rozumu, pomyślała z rozbawieniem, gdy kobieta ją wyminęła i zatrzymała się przy ławce innego ucznia.
Gdy zadzwonił dzwonek, pospiesznie wrzuciła wszystkie rzeczy do torby i niemalże wybiegła z klasy, ciągnąc za rękę przyjaciela.
- Powiesz mi, o co chodzi? Zaraz mam trening!
- Poczekaj chwilę, a wszystkiego się dowiesz. – Wywróciła oczami.
Szli w milczeniu, ramię w ramię. Chociaż droga od liceum do jej domu nie była długa, to odnosiła wrażenie, jakby pokonanie jej zajęło im dwa razy więcej czasu niż dotychczas. Gdy wreszcie weszli na odpowiednie podwórko, otworzyła drzwi wejściowe i przemykając obok kuchni, w której urzędowała jej mama, poprowadziła przyjaciela do swojego pokoju.
Wysunęła jedną z szuflad komody i wyjąwszy kremową kopertę, odwróciła się twarzą do Boćka.
- Lepiej będzie, jak usiądziesz – zaproponowała niepewnie.
Posłusznie wykonał polecenie. Wyjęła list i podała mu go. Nie rozumiejącym wzrokiem powiódł od niej do trzymanej w dłoniach kartki papieru i zaczął czytać, ponaglany przez niecierpliwe spojrzenie Tosi.
Wyjęła z torby butelkę wody i odkręciwszy korek, upiła kilka łyków, nie przestając wpatrywać się w Grzegorza. Była ciekawa jego reakcji i miała nadzieję, że będzie taka sama jak jej.
- Och... – powiedział, skończywszy czytać list. Wyprostował się i jedną dłonią potarł policzek.
- Och? Tylko tyle? – zapytała zawiedziona, odstawiając butelkę na biurko.
- Rozumiem, że pojedziesz?
- To dla mnie ogromna szansa, Grzesiu! Pałac to nie byle jaka drużyna, odrzucenie ich oferty to jak strzał w kolano... Powinieneś o tym wiedzieć – zaczęła tłumaczyć, siadając obok niego i obejmując jego dłonie swoimi.
Opuścił głowę i zamknął oczy. Przestraszyła się, kiedy ponownie na nią spojrzał, a w jego wzroku nie było nic. Ogromna pustka. Uśmiechnął się niemrawo i przygarnął ją do siebie, szczelnie obejmując ramionami.
- Tośka... Obiecaj, że o mnie nie zapomnisz. I będziesz często dzwonić. I odwiedzać mnie. Bo ja na pewno będę częstym gościem w Bydgoszczy, nie zabronisz mi...
- Nawet nie miałam zamiaru, Grzesiu – przerwała mu rozbawiona. – Dobrze wiesz, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, muszę się komuś żalić, że jest ciężko i mam ochotę rzucić tę całą siatkówkę w cholerę.
- Nie pozwolę ci – powiedział stanowczo. – Pamiętasz, co sobie kiedyś obiecaliśmy? Że w 2014 roku oboje zagramy w reprezentacjach Polski na Mistrzostwach Świata. Nie wykruszysz mi się – dodał z pewnością w głosie i ucałował czubek jej głowy.

*

Zaparkował samochód pod szpitalem. Zacisnął dłonie mocniej na kierownicy i kilka razy nabrał powietrza głęboko w płuca, by unormować oddech. Uśmiechnął się niepewnie, gdy zauważył zbliżającą się w jego stronę postać. Odpiął pasy i wysiadłszy z auta, zamknął drzwi na kluczyk.
- Cześć, stary - przywitał się Dawid i uścisnął rękę reprezentacyjnego kolegi.
Grzegorz zawahał się.
- Jak ona się czuje?
- Niesamowicie jej się nudzi - odpowiedział wymijająco Konarski. - Chodź, od rana na ciebie czeka.
Posłusznie podążył śladem Dawida, rozglądając się po szpitalu. Białe drzwi, zielone ściany, wszystko takie czyste i sterylne... Dokładnie takie samo jak w Opolu. Westchnął.
- A jak u ciebie?
- W porządku. Jest duża szansa, że w wakacje wrócę do treningów, ale wiesz, nie chcę się nastawiać. Zależy mi przede wszystkim na pozbyciu się tego pasożyta, bo mam dla kogo żyć - uśmiechnął się, a w głowie pojawił mu się obraz dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu - żony i córki.
Dawid kiwnął lekko głową, popchnął kolejne drzwi i wszedł do sali. Na łóżku stojącym przy oknie leżała młoda kobieta, drugie było puste.
- Cześć, Grzesiu. Kiepsko wyglądasz - przywitała go ze śmiechem i wyciągnęła rękę w jego stronę.
Z kamienną twarzą i bez żadnego słowa podszedł do niej i ucałował jej czoło.
- Obraziłeś się? No weź, nie rób takiej miny, przecież żartowałam - powiedziała nerwowo i przygryzła wargę pod naporem jego spojrzenia.
- To może ja was zost...
- Zostań, Dawid - przerwał koledze obrzucając go krótkim spojrzeniem i z powrotem skupił całą swoją uwagę na kobiecie. - Tosiu - zaczął stanowczo. - Dlaczego leżysz na oddziale onkologicznym?
Wzruszyła ramionami.
- Na innych nie było miejsca, a musieli mnie gdzieś umieścić. Jakbym nie mogła zostać w domu...
- Kłamiesz - prychnął. - Kłamiesz jak z nut. Zapytam jeszcze raz: czemu leżysz na onkologii?
Przestraszył ją. Widział w jej oczach strach, jednak nie potrafił zapanować nad swoimi nerwami.
- Grzesiu...
- Tośka, powiedz mi, że to nie to, o czym myślę. Błagam, wyprowadź mnie z błędu.
- Nie mogę, Grzesiu - westchnęła, splatając palce swojej dłoni z jego. - Przepraszam.
- Co...
- Płuca.
Zamrugał kilkakrotnie, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy i schował twarz w dłoniach. Nie mógł tego zrozumieć. Przerastała go ta sytuacja. To było za dużo.
- Czemu odstawiłaś leki? – zapytał poważnie, prostując się.
- Zabiłyby moją małą biedronkę – odpowiedziała cicho, obejmując ramionami duży brzuch.
- Ty jesteś niepoważna, Tośka! – warknął, zrywając się z krzesła. – A ty... – zwrócił się do Dawida. – Zamiast się nią zająć i uratować jej życie, zrobiłeś jej dzieciaka, a ta idiotka zamiast się leczyć, woli robić z siebie cierpiętnicę. I nie mów mi, Tośka, że nie bierzesz leków, bo nie chcesz zabić własnego dziecka! Jeżeli ich nie weźmiesz, to nie przeżyjesz. Nie przeżyjesz ani ty, ani to dziecko.
- Zamknij się, Grzesiek. Nie masz o niczym pojęcia – warknął Dawid.
Zatrzymał się w pół kroku, dopiero teraz zauważając, że nerwowo chodził po całej sali. Obrzucił kolegę złowrogim spojrzeniem.
- Dawid nie jest ojcem biedronki – westchnęła cicho, podnosząc się na łokciach. – A ja nie potrafię świadomie skrzywdzić własnego dziecka.
- Nienawidzę cię, Tośka – powiedział z żalem i opadł bezwładnie z powrotem na krzesło. – Nienawidzę cię... – powtórzył, a z jego oczu popłynęły łzy.
- Grzesiu... – zaczęła cicho, dotykając dłonią jego ramienia. – Dawid i Sabina się mną opiekują. Lekarze się mną opiekują. Jesteśmy tutaj już cztery miesiące, odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Jak dotąd nie było żadnych powikłań. Daję radę. Przecież obiecałam, że nigdy cię nie zostawię – powiedziała z pewnością i determinacją w głosie.
Westchnął.
- Tosia, jesteś pewna, że chcesz próbować narażać własne życie dla czegoś, co nie ma pewnej przyszłości?
- To nie jest coś, Grzesiek - warknęła. – To jest moje dziecko – dodała. Widział, że się męczy i ciężko oddycha. Czytał o raku płuc, kiedy sam zachorował. Bał się, że w każdej chwili może przyjść atak i lekarze nie będą w stanie jej uratować. – Myślałam, że jako ojciec będziesz mnie rozumiał najlepiej.
- To nie jest takie proste – powiedział spokojnie.
- Po prostu mnie w tym wspieraj – poprosiła.
Niespodziewanie zauważył ból na jej twarzy. Zaczęła ciężej oddychać. Uniosła wolną dłoń i przycisnęła ją do klatki piersiowej. Powieki opadły, zasłaniając jej żywe oczy.
- Tośka, co się dzieje? – zapytał zaniepokojony.
- Idę po lekarza. – Dawid wybiegł z sali.

*

Obserwował starszego mężczyznę w białym kitlu, który tłumaczył coś Grześkowi, nerwowo machającemu rękoma. Nie miał zielonego pojęcia, jak udało mu się przekonać lekarzy, że jest narzeczonym Tośki i ojcem dziecka, ale był mu za to wdzięczny – w innym przypadku nigdy nie dowiedzieliby się, w jakim jest ona stanie. Po chwili Bociek usiadł zrezygnowany na krześle stojącym obok sali i ukrył twarz w dłoniach. Niepewnie podszedł do kolegi i zajął miejsce obok niego.
Przed oczami stanęła mu najgorsza wizja. Ta, której nigdy nie chciał zobaczyć. Tak, która prześladowała go od momentu, w którym dowiedział się o jej chorobie. Obiecał, że będzie zawsze przy niej, że nie zostanie sama, że będzie trzymał ją za rękę... Jednym szarpnięciem zmusił Boćka, by na niego spojrzał. Jego oczy były puste. Zaczerwienione od łez, które leciały po jego policzkach.
Ona nie mogła tak po prostu odejść, pomyślał.
Rozpacz, wypisana na twarzy mężczyzny, była nie do zniesienia.
- Boże, nie... – jęknął cicho Dawid.
- Reanimowali ją czterdzieści minut – wykrztusił Grzegorz.
- Powiedz mi, że źle myślę. Wyprowadź mnie z błędu – poprosił.
- Chciałbym, Dawid... Tak bardzo chciałbym powiedzieć jej, jak wiele dla mnie znaczy. Ile jej zawdzięczam. Że już nigdy nie pozwolę jej mnie zostawić... – Bociek odwrócił wzrok. – Nie zdążyłem.
- A dziecko?
Grzesiek spojrzał na kolegę z ogromnym żalem i schował twarz w dłoniach.
Znał ją krótko. Ale kiedy z jego oczu popłynęły łzy, nie miał wątpliwości, że Tosia już zawsze będzie w tych częściach serca, które teraz starał się ułożyć z powrotem w jedną całość...



written by insofferente

inso: Chyba jesteśmy wam winne wyjaśnienia - great-hearts to nie jest opowiadanie o Karolu i Andrzeju. To dwanaście - tyle, ile jest miesięcy, tyle ile jest kartek w kalendarzu Herosów (co już jest wielką podpowiedzią) - jednopartów. Bohaterem bądź bohaterami każdego z nich jest ktoś zupełnie inny. Przykro nam, jeżeli kogoś zawiodłyśmy i mamy nadzieję, że pomimo tego z nami zostaniecie, będziecie czytać i - co jest dla nas niezwykle ważne - komentować.
Ach, no i nie obiecujemy, że zawsze będzie tak wesoło jak w styczniu. (Ja na ogół nie umiem pisać komedii, nance jest w takich przypadkach motorem napędowym.) Do przyszłego tygodnia!

5 komentarzy:

  1. Nie wstydźcie się, jednoparty jednej autorki też można komentować!
    Inso - co sądzę na temat parta, to już wiesz. Przypominam sobie, jak mi to wysłałaś i parsknęłam śmiechem, a potem zielonym zaznaczyłam ci złe imię <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak mi się właśnie wydawało, że to będą jednoparty i myślałam, że to ja coś źle zrozumiałam...! Dobrze, że jednak nie, bo, co by nie mówić, Karola i Andrzeja mam już trochę za dużo :)
    Okej, chyba powinnam tutaj wrócić dopiero, jak opuści mnie wzruszenie i te wszystkie emocje, które wywołała ta historia... ale z drugiej strony może one mi pomogą napisać komentarz na miarę tego jednoparta?
    Jeju, wiecie, co w tym jest takiego poruszającego? Że podobna historia miała już miejsce w siatkarskim świecie i ta historia zawsze wywołuje u mnie salwy płaczu, których nie umiem opanować. I tutaj jest dokładnie podobnie; tyle że bardziej nieszczęśliwie. Bo Biedronka miała przeżyć. Przecież to dla niej Tośka się poświęcała; to dla niej zdecydowała się przerwać leczenie, a tym samym chyba wybrała szybszą śmierć, chcąc pozwolić żyć swojej córce. No i to jest takie prawdziwe, codzienne bohaterstwo. W tym jednoparcie to Tośka jest herosem; jakkolwiek Dawid zachował się pięknie opiekując się nią, a Grześ dopiero będzie musiał się wykazać, żyjąc bez niej, to ona pokazuje siłę, którą wielu ludzi chciałoby w sobie mieć.
    Jest mi przykro, zupełnie jakby Tośka była prawdziwą osobą, której nagle zabrakło.
    Może była?

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany... I nie wiem, co dalej napisać, tak bardzo czuję się wcięta przez te emocje i samą historię. Ktoś umiera, aby inny ktoś mógł żyć, prawda? W tym wypadku nie chodzi o dziecko, ale o Grzesia, który wygrał swoją walkę. A Tosia i dziecko... Jejku, taki krótki tekst, a wycisnął ze mnie wiele emocji, z którymi nawet nie walczę. Po prostu myślę o wszystkich matkach, które chorując zdecydowały się na odstawienie leków i ryzykowanie własnego życia, dla życia swoich nienarodzonych jeszcze dzieci. I to mi bardzo przypomniało o Agacie Mróz. Tylko, że w wielu przypadkach udaje się uratować dzieci, tutaj niestety nie, dlatego jest mi podwójnie przykro.
    I zaczynam już pisać bzdety, więc po prostu napiszę, że to jest piękne i strasznie mi przypomina o zakopanym głęboko w czeluściach dysku pliku.
    Czekam niecierpliwie na marcowych. Marzec, to takie ładny miesiąc. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba ten moment, w którym wszystkie słowa wydają się po prostu za słabe, żeby oddać to, co dzieje się z człowiekiem podczas czytania takiego tekstu. Za słabe, a przy okazji nieodpowiednie. No bo jak mogę powiedzieć, że to było wspaniałe albo cudowne, skoro skończyło się w tak tragicznie? Tylko że słowo 'tragicznie' odnosi się tu jedynie do sytuacji życiowej, a do tekstu - do tego jak emocjonalnie i niezwykle pokazałaś nam tę sytuację - zdecydowanie pasują słowa wspaniale i cudownie.
    Z początku myślałam, że będzie tak przyjemnie, może nawet tak wesoło jak w styczniu (kiedy po prostu turlałam się ze śmiechu i normalnie wyznawałam Wam miłość za wprowadzenie mnie w taki stan, choć na siatkówce to ja się znam jak na zaprawach murarskich). Może jakaś słodka, szkolna miłość… ale przyszło pierwsze bum, czyli rozstanie. Rozstanie, które chociaż jak zawsze nieco smutne i bolesne, to jednak miało w sobie ten pierwiastek szczęścia, tych spełniających się sportowych marzeń. Szkoda tylko że to drugie bum i to drugie rozstanie już tego za sobą nie niosło. To rozstanie, w którym już nie można powiedzieć – obiecaj, że będziesz mnie odwiedzać, czy dzwonić – tutaj pozostaje jedynie ‘obiecaj, że o mnie nie zapomnisz’.
    Chwila przerwy, bo znów mi się na płacz zbiera.
    A jednak, gdzieś obok tej rozpaczy, tej myśli, jak bardzo to niesprawiedliwe, że Tosia odeszła, mamy tych naszych herosów. Mamy Dawida, który się nią opiekował, który troszczył się i pozwolił jej podjąć tak niezwykle trudną decyzję – po reakcji Grześka widzimy, że wcale nie jest łatwo pozwolić bliskiej osobie odstawić leczenie, nawet w takiej sytuacji – który wiedział o jej chorobie, a jednak przez jakiś czas i zapewne na prośbę dziewczyny trzymał to w tajemnicy przed Grześkiem. Można by mieć żal do Tosi, że powiedziała mu tak późno, że nie dała mu szansy jakoś się na to wszystko przygotować, ale ja myślę, że ona to zrobiła dla niego, bo przecież on toczył swoją walkę o życie. Wolę sobie nawet nie wyobrażać jego reakcji, kiedy w trakcie tej swojej walki, dowiedziałby się, że jego najlepsza przyjaciółka w swojej się poddała. Chociaż poddała to może złe słowo, bo ona po prostu postanowiła zawalczyć nie o własne, ale o życie swojego dziecka. No i to chyba najbardziej boli. To że nie dała rady, że nie dożyła możliwości urodzenia tego maleństwa, któremu tak bardzo chciała podarować życie. Nie wiem, nie umiem sobie chyba nawet wyobrazić, jak to jest musieć wybierać między swoim życiem a życiem dziecka. Dlatego podziwiam Tosię za jej zdecydowanie, za to jak była pewna swojego kroku i gotowa jego następstw. Ktoś może tego nie rozumieć, przecież nawet sam Grześ zdaje się tego nie rozumieć, złości się na nią za taki wybór, a jednak sam wcześniej stwierdził, że swoją walkę toczy, bo ma dla kogo żyć – dla żony i córki. Walczy, żeby jego dziecko miało ojca, Tosia próbowała walczyć, żeby jej dziecko przyszło na świat. Tylko że nie każdą wojnę można wygrać, co tak brutalnie nam pokazałaś, zabierając nie tylko Tosię ale i biedronkę. Chciałoby się więc krzyknąć, że to nie fair! Tylko kto nam obiecał, że życie jest fair i zawsze takie wesołe jak w styczniu? Nikt!
    Czekam zatem na marzec, może wiosna przyniesie nam radość.

    OdpowiedzUsuń
  5. No Adka powiedz mi jak ja mam to skomentować co? Bo ja nie umiem

    OdpowiedzUsuń