poniedziałek, 31 sierpnia 2015

3. marcowi


Bartosz Kurek


Rozalia Malczewska

Say you love me to my face
I need it more than your embrace
Just say you want be, that's all it takes
'Cause I don't wanna fall in love
If you don't wanna try
But all that I've been thinking of
Is maybe that you're mine

Jessie Ware - Say you love me

Obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Przetarłam oczy i rzuciłam krótkie spojrzenie na zegarek. Trzecia w nocy. Nie miałam pojęcia, kto stoi na klatce schodowej, ale nie mogłam zignorować przybysza, bo zaraz pobudziłby moich sąsiadów. Zerknęłam przez wizjer i zamarłam. Przełknęłam głośno ślinę, ale nacisnęłam klamkę.
- Co ty tu robisz? Jest środek sezonu .
Moje słowa wywołały uśmiech na twarzy Bartka. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, na co on wskazał głową wnętrze mieszkania. Zrobiłam mały krok w tył, co wystarczyło mu za zaproszenie. Gdy przeszedł obok, ocierając ramieniem o moje, poczułam zapach jego perfum. Perfum, które kochałam tak bardzo, że aż nienawidziłam.
Przez chwilę obserwowałam, jak krząta się po kuchni, niczym po swojej, i przygotowuje dwie herbaty. Nie zapytał, czy przypadkiem nie chciałabym wrócić do spania, bo przywykł, że kiedy on wraca, ja czekam.
- Co ty tu robisz? Jest środek sezonu - powtórzyłam, kiedy usiadł na kanapie w salonie.
- Nie zapytałaś, co robię tutaj w środku nocy, tylko w środku sezonu - zauważył z uśmiechem.
- Odbierasz to jako swój osobisty triumf? Widać obniżyłeś standardy, kiedyś chciałeś zdobywać mistrzostwo kraju - warknęłam. Na jego twarzy na kilka sekund wymalowało się zaskoczenie, ale zaraz powrócił zwyczajny uśmiech. - Nie wiem, co tu robisz, Bartek, ale ja jestem umówiona na dzisiaj i chciałabym wyglądać ładnie - oznajmiłam.
- Wyglądasz ładnie, Roza - wyszeptał, mierząc mnie spojrzeniem.
Przymknęłam oczy i przygryzłam wargę, czego nie było widać w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Wiedziałam, że nie wyglądam ładnie. Co było ładnego w potarganych włosach spiętych w warkocza? Albo w luźnych spodniach i przykrótkiej koszulce? Czy może chodziło o zmęczoną, niepomalowaną twarz, która wyrażała więcej niż to, co chciałam pokazać?
- Dzięki, Bartek. Może pogadamy kiedy indziej? Na przykład po zakończonym sezonie? - zasugerowałam, przysiadając na oparciu fotela. Rozbolała mnie głowa, jak zawsze w niewyspaniu.
- Dlaczego nie byłaś na meczu w Łodzi? - zapytał, nie zwracając uwagi na moje słowa. Ujął mnie za nadgarstek i pociągnął na kanapę, żeby patrzeć wprost na mnie.
- Po co miałabym się tam zjawić?
- Żeby się ze mną spotkać?
- Może nie czułam takiej potrzeby?
Wiedział, że to nieprawda. Zawsze, kiedy Bartek grał mecz, czułam ścisk w żołądku i pragnienie pojawienia się na trybunach. Miałam bilet do Atlas Areny, Michał o to zadbał. Jednak ja podjęłam inną decyzję.
- Wiem, że czułaś. Nie wiem, dlaczego nie przyjechałaś.
- Bo mam dość twojego pojawiania się i znikania. Non stop. Ciągle. W kółko. Bartek jest, Bartka nie ma. Jak Murzyn na pasach.
Nie żartowałam, ale Kurek wybuchł śmiechem. Śmiał się długo, aż wreszcie straciłam cierpliwość i uderzyłam go w ramię. Uderzyłam jeszcze raz. A potem jeszcze parę razy, chociaż już dawno zamilkł i tylko przyjmował moje ciosy. Przestałam dopiero w chwili, gdy dłoń bolała mnie tak bardzo, że nie byłam w stanie rozprostować palców.
- Po co tu przyszedłeś? - wyrzuciłam. W moim głosie odmalowało się całe zmęczenie tą sytuacją.
- Zawsze przychodzę - zdziwił się.
- Może wreszcie byś przestał.
W jego oczach spostrzegłam, że chyba coś zrozumiał. Zrozumiał moje aluzje, wszystkie wahania nastrojów, złe spojrzenia, wrogie słowa. Liczyłam na rozmowę, na ustalenia, które pomogą mi się pozbierać. Tylko że on pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Zacisnęłam mocno szczękę, ale to nie pomogło. Po moich policzkach zaczął spływać potok łez i nic nie potrafiłam na to poradzić. Bartek zawsze wracał. Mogło nie być go rok, dwa miesiące, trzy tygodnie. Nieważne. Zawsze wracał. Wracał wtedy, kiedy ja czułam, że mogę spróbować się otworzyć. Sam mnie zamknął, tym jak mnie zranił. I za każdym razem, kiedy próbowałam uchylić furtkę swojego serca dla kogoś innego, on pojawiał się z nikąd i przypominał, że ta furtka może być otwarta tylko dla niego, a ja oszukuję siebie. Tak samo było i tym razem. Łukasz zaprosił mnie na randkę z okazji Dnia Kobiet, a piętnaście godzin przed nią pojawił się Kurek. Jakby miał radar, który zapala mu w głowie lampkę oznaczoną napisem "Jedź do Rozalii, zrób jej wodę z mózgu".
Nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Wiedziałam za to, kiedy się obudziłam. Obudziłam się, kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu migotało imię mojej dzisiejszej randki.
- Halo? - odebrałam zachrypniętym głosem.
- Dzień dobry, Rosi. Chciałem zapytać, czy mógłbym przyjechać pół godziny wcześniej. - Po dłuższej chwili ciszy z mojej strony usłyszałam: - Wszystko w porządku?
- Przepraszam, Łukasz, ale nie mogę się z tobą spotkać. - Wbiłam paznokcie w obicie kanapy i dodałam: - Nie mogę się w ogóle z tobą spotkać. Przepraszam.
Nie czekałam na jego reakcję, rozłączyłam się, po czym od razu wyłączyłam telefon. Łzy wściekłości znów spływały po moich policzkach, a ja nawet nie myślałam o tym, żeby je opanowywać. Bartek niszczył wszystko, co chciałam odbudować. Nienawidziłam go za to, a jeszcze bardziej za fakt, iż jego pojawienie się mnie otwierało. Otwierało mnie tylko dla niego, a on zawsze wszystko spierdolił prędzej czy później. Wiedziałam, że tym razem będzie tak samo, a mimo tego, kiedy zapukał, otworzyłam.
- Przyniosłem wino. I kwiatki. Wszystkiego najlepszego. Mogę? - rzucał krótkimi zdaniami, jakby bał się, że przerwę mu w połowie. Zaprosiłam go do środka bez słów i pozwoliłam usiąść na kanapie.
- Dziękuję, chociaż nie potrzebuję twoich prezentów - powiedziałam, wbijając w niego wzrok. Schudł, odkąd ostatnim razem go widziałam. Wydoroślał. Jego oczy nie były już takie radosne jak wcześniej, widać było w nich dojrzałość. Nie byłam tylko pewna, czy to było równoznaczne z przemianą jego uczuć. - Zawsze coś nas do siebie ciągnęło, ale tylko ja zawsze czekałam. Nie chcę znów się w tobie zatracić, Bartek. Kiedyś muszę ruszyć do przodu ze swoim życiem.
Kurek pokornie kiwnął głową, po czym pociągnął mnie na swoje kolana. Przytulił mnie mocno do swojej klatki piersiowej, a ja poczułam się stracona, gdy równocześnie zaciągnęłam się jego zapachem.
- Tym razem o ciebie zadbam, Rosi. Nie rozsypiesz się. Wiem, że czekasz na więcej niż takie słowa. Daj mi jeszcze troszkę czasu. Troszeczkę.
- Co za różnica, Bartek - wymamrotałam w jego szyję. - Byle nie zajęło ci to kolejnych trzech lat.
- Obiecuję - wyszeptał, całując mnie w czubek głowy.



written by repugnance

nance: Marzec przywitał Was nutką nadziei i mam nadzieję, że jesteście z tego powodu zadowolone. Wbrew temu co napisała inso - ja też nie jestem stworzona do pisania komedii, więc jestem naprawdę szczęśliwa, że polubiłyście duet Kłos&Wrona. :)

PS Zdradzę Wam coś - Bartek i tak ją zostawi.

3 komentarze:

  1. Marcowi <3 <3 <3
    Może to chodzi o Bartka i o pewną słabość, jaką mam do niego, nie wiem, ale to opowiadanie, choć krótkie, było takie fajne! Takie fajne, fajne! Choć nie lubię takich relacji i uważam, że w ogóle nie powinny się zdarzać, to uczucia nie są prostą sprawą. A ja chyba dobrze rozumiem Rozalię. I życzę jej, żeby wreszcie się od niego uwolniła. Bo ten Bartek nie zasługuje na nią. Skoro i tak ją zostawi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham marzec i kocham marcowych i to, że w marcu pojawił się Bartoszulo też kocham. Nawet, jeśli jest dupkowatym dupkiem i po prostu nie ma prawa tak znęcać się uczuciami nad Rozalią. Nie i już.
    PS. Już drugi raz parsknęłam śmiechem przy "pojawiasz się i znikasz jak Murzyn na pasach", kocham ten tekst! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha ! Jaki cudowny przypadek, że wybrałaś akurat marzec na postać Bartka :D
    Akturat w tym miesiącu mam urodziny XD. Cieszę się, że w końcu postać Kurka nie jest aż tak zła. W poprzednich czytanych opowiadaniach Bartek to albo pierdoła, samolub, albo cham! :)
    A to "Non stop. Ciągle. W kółko. Bartek jest, Bartka nie ma. Jak Murzyn na pasach." hahaha umarłam ^^

    OdpowiedzUsuń